Strona:Antoni Piotrowski - Józef Chełmoński. Wspomnienie.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



WSPOMNIENIA.

Lat temu 44, na ulicy Brackiej, w pracowni Gersona, spotkałem pierwszy raz Chełmońskiego. Był to dobrze zbudowany, średniego wzrostu młodzieniec, o blado-niebieskich oczach, blond włosach, obciętych równo z uszami. Ubrany był bardzo biednie, w jakieś znoszone ubranie. Rysował z gipsu »Amora, naciągającego łuk«. Amor ten wysoki około 75 centimetrów, trochę był zbrudzony przez dotykanie rękami. Spojrzałem na rysunek, był wiernem odbiciem gipsu z wszystkiemi plamami brudu.
Przez cały czas zajęcia, to jest dwie godziny, nie odzywaliśmy się wcale. Dopiero po wyjściu od Gersona, na schodach, nastąpiło poznanie.
— To kawaler będzie chodził do Gersona? — spytał Chełmoński.
— Tak. A pan dawno chodzi?
— O, już dawno, a kawaler jak się nazywa?
Wymieniłem swoje nazwisko.
— A gdzie kawaler mieszka?
— Na Wiejskiej.
— A ja mieszkam na placu Krasińskich.


∗                              ∗

To była pierwsza rozmowa.
W parę miesięcy potem mieszkaliśmy z Wojciechem Piechowskim we trzech w małym pokoiku o jednem oknie, z widokiem na Wisłę przy ulicy Zajęczej. Pokój kosztował 3 ruble miesięcznie. W pokoju tym były dwa drewniane łóżka, stolik, dwa stołki i zaśniedziały samowarek.
W pokoju tym powstawały pierwsze obrazy Chełmońskiego: »Wypłata za najem«, »Na nocnem pastwisku« i »Są matula«. Żadnemu z nas nie przyszło na myśl, żeby mieć pracownię, albo żeby jadać co dzień obiad. Głównie chodziło o to, żeby się nauczyć