Strona:Antoni Pietkiewicz - Gość z grobu.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rywali go zaraz na bity szlak zatraty! I skromny kwiateczek cnoty, co wschodził w jego sercu, wyproszony u Boga modłami świętych duszyczek rodziców, usychał i marniał, bujnym zagłuszony chwastem; biały gołąbeczek wspomnienia z dziecinnych latek, ginął biedny w szponach srogiego jastrzębia sprośnych namiętności, wypuszczonego przez piekielnych łowców!...
Ale, piętnaście lat temu, jak dziś pamiętam, na świętego Kazimierza Królewica, pod którego nazwaniem stał dawny kościołek, a który był świętym Patronem i nieboszczyka starosty i jego syna, — jakoś to było trzeciego dnia postu, zjechało się tu wiele Państwa na odpust, jedni z pobożności, drudzy dla ludzkiego oka, a inni znowu, jak przyjaciele starościca, co nie wierzyli w Boga, żeby się na piękne panie napatrzyć i sobą się pochwalić! Zajechał i starościc w złoconéj kolasie, czy z téjże racyi, czy może, by kamratów swoich na huczną ucztę zaprosić, którą obchodził dzień swego Patrona; bo zresztą nigdy w świątyni Pańskiéj nie bywał, z któréj świętokradzką ręką pozabierał co najpiękniejsze obrazy do swego pałacu! Nie długo też posiedział, jeno się zakręcił, i zaraz wybiegł, poświstując sobie; a ja właśnie u dzwona stałem, mając na kazanie dzwonić, i wszystko to na swoje własne oglądałem oczy.
Jakoś to w tym roku zima od nas prędko uciekła, i cmentarz już bielał wygrzebanemi z piasku kościami. Starościc, biegnąc z kościoła, spotkał się o jakąś czaszkę i kopnąwszy ją nogą, znać za podszeptem szatana, zawołał ze śmiechem: «ha! Panie muzyko! — (bo to powiadają, że gdzie się człek spotknie, tam jakiś muzyka leży), proszę Waćpana do mnie na biesiadę!“ Mnie włosy powstały na tę zniewagę zmarłych!.. a trupia głowa, tocząc się po żwirze, grobowym głosem wyrzekła: będę! — Starościc się o-