Strona:Antoni Pietkiewicz - Gość z grobu.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lem a pięknym nagrobkiem błogiéj ich pamięci, lecz nawet i o duszy zapomniał. Nie pora jemu było myśleć o tém, bo trzeba było pić a polować, a pyszne pałace stawiać, bo nowym przyjaciołom i nowym zwyczajom za ciasno było pod skromnym rodzicielskim dachem!.. To też i spustoszała Pańska świątynia, upadając w gruzy, jak gdyby chcąc niemi pomnik osypać ciałom dobrodziejów swoich; poczerniały wieśniacze chaty, jak gdyby żałobę wzięły po kochanym Panu, zapadły w ziemię, jak gdyby z nim razem do grobu wejść chciały; znędzniały i zbladły kraśne niegdyś wieśniaków twarze, i z łez nie osychały ich oczy, jak gdyby zmarli, im wszystkim, a nie rodzonemu dziecku, rodzicami byli! Lecz za to stanęły te pyszne pałace, które dziś w gruzy wali ręka Boża, za to starościc hula dni i noce z dobraną drużyną!...
Hulał, zapomniawszy o ludziach, o których się na cudzéj ziemi dowiedział, że bydlętami byli; zapomniawszy o Bogu, o którym mu farmazony jakieś powiedzieli, że się nie kłopota ludzkiemi sprawami, bezbożnego śmiechu, ani serdecznego płaczu nie słysząc!.. Ale powiadały mi stare ojcowskie sługi, że czasem i na niego przychodziła chwila upamiętania, że nieraz, po rozpustnej hulance, zamykał się w swoim pokoju, i to biegał jak opętany, z boleśnym jękiem rwąc włosy na głowie i bijąc się gwałtownie w piersi, to padał na twarz przed wizerunkiem swéj matki, i płakał żałosnym płaczem, aż serce się na to krajało! I przez dni kilka potem lżéj było ludziom; a on, znędzniały, wybladły, jakby z krzyża zdjęty, chodził zadumany i chmurny. Żeby się znalazła wtedy jaka poczciwa ręka, coby go ująwszy na dobrą wprowadziła drogę, pewnoby się upamiętał nazawsze; ale się dobrzy ludzie, przyjaciele rodziców, odwrócili od niego, a źli, najechawszy hałaśliwą zgrają, po-