Strona:Antoni Lange - Nowy Tarzan.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale Bąka „nie okazałoś“, a Bąk, „mołodeć!“ niewiadomo gdzie... Zato stary „unter“ pocierpi.
Tymczasem rozpoczęła się na placu nowa robota. Pośrodku stał tu słup, lekko zaokrąglony u szczytu; miała tam wisieć lampa acetylenowa, od pięciu lat niezapalana. Trzeba ją było zawiesić, umocować, przygotować należycie, aby świeciła. Kto ją zawiesi? Kto się wdrapie na szczyt słupa?
Tłusty Alesza chciał się wdrapać, ale po siedmiu łokciach zsunął się na dół; ani Grisza, ani Paweł nie umieli sobie poradzić.
Kucharza Waśki niepodobna się było dowołać; wytłumaczył, że nie może porzucać zupy, i gorliwie pracował w swoim departamencie.
Łysienko i runt zaczęli się niecierpliwić. Kto wejdzie na słup?
Tu mógłbym przemówić stylem Wiktora Hugo. Z gromady więźniów wystąpił bosonogi, licho odziany olbrzym o minie andrusa z nad Wisły i powiedział:
— Ja!
Wszystkie oczy zwróciły się ku niemu. Był to niejaki Lipski, z zawodu mularz, podejrzany o zabójstwo agenta policyjnego, Grüna, a który dla jakichś powodów siedział w osobnej celi. W latach młodzieńczych Lipski niejedną zdobył nagrodę słupa na igrzyskach wielkanocnych w Warszawie. Teraz chciał wszystkich olśnić raz jeszcze.
W minutę — jak wiewiórka — był na szczycie słupa; spuścił drut, do którego przyczepiono lampę, pociągnął ją ku sobie i umocował odpowiednio. Dla próby lampę