Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Orlica.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śród kamieni i gęstych krzaków, płosząc węże. Obaj byli uzbrojeni w długie tyki z widełkami na końcu.
Góral spotkał kilka wężów i, przycisnąwszy je widełkami do ziemi wołał na Soffa. Ten przychodził i, obejrzawszy żmije, wyrokował:
— Puść je na wolność, Abd, jest to nieszkodliwy wąż, groźny chyba tylko dla myszy.
Lecz zdobycz nareszcie wpadła w ręce górala. Spostrzegł śród kamieni długiego, prawie czarnego węża, szybko uciekającego. Gdy człowiek dogonił go, gad podniósł się i w tej chwili zaczęła mu nabrzmiewać szyja, aż się zmieniła w okrągłą tarczę, czy krótki płaszcz, zarzucony na kark. Góral, nie namyślając się długo, zręcznie przycisnął węża do ziemi swemi widełkami, i począł krzyczeć:
— Soff! Soff! Chodź prędzej! Złapałem coś dużego i, zdaje się, porządnego. Prędzej, prędzej, bo się wyrywa!
Zaklinacz przybiegł i, ujrzawszy węża, błysnął radośnie oczami, w których jednak Ras dojrzał trwogę.
— Trzymaj go mocno, — szepnął — trzymaj, bo inaczej zginiesz! Jest to najstraszliwszy ze wszystkich wężów kraju — to naja. Jad jej niesie śmierć prędszą, niż od kuli, przeszywającej serce. Trzymaj ja zaraz powrócę!
Zaklinacz szybko się oddalił w stronę obozu. Gdy powrócił, miał ze sobą sporą, skórzaną sakwę, dobrze czemś wypchaną. Zapuścił do niej rękę i wyrzucił na ziemię kilka szczurów i myszy. Żyły, lecz pozostawały nieruchome, ponieważ były mocno skrępowane cienkimi drutami lub końskiem włosiem. Soff wybrał największego szczura i dwie myszy, oswobodził je z pęt, a gdy poruszyły się żywiej, przycisnął im grzbiety długim, do rogu podobnym