Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Orlica.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ulepiła sobie z chleba figurę człowieka i napisała na niej imię „Saffar“. O północy podniosła się z pryczy i, ukrywszy się w najciemniejszym kącie, szeptała straszliwe zaklęcia „khankatirija“ i po każdej strofie jego odłamywała części figurki, zaczynając od nóg i kończąc na głowie. Powinno to było spowodować śmiertelną chorobę całego ciała i śmierć człowieka, imię którego było wypisane na zniszczonej figurce[1]. Teraz była pewna, że dżinny chorób, wezwane przez nią o północy doby, spędzonej bez modlitwy do Allaha, dokonają straszliwej zemsty nad Saffarem el Snussi.
Aziza nagle się uspokoiła.
Powoli zaczęła jej powracać rozwaga, zdrowa myśl, a nawet nadzieja. Zaczęła bacznie się rozglądać i nad czemś rozmyślać. Upłynęło jeszcze kilka dni, i Aziza, po raz pierwszy po długiej przerwie odnalazła „gibla“[2] i znowu zanosiła gorące modły do Allaha, prosząc go o przebaczenie i pomoc.
Kobiety, osadzone w więzieniu, pracowały dla wojska hiszpańskiego, szyły, prały bieliznę dla żołnierzy, sortowały wystrzelone naboje karabinowe, piekły i pakowały do blaszanek galety.
Upłynęło kilka miesięcy, gdy pewnego razu do celi, gdzie siedziało kilkanaście kobiet wraz z Aziza, wszedł dozorca więzienny i kazał wszystkim wyjść na podwórze. Wyprowadzono wszystkie pod pieczą jednego żołnierza na ulicę i pognano przez miasto do szpitala wojskowego, gdzie kazano im myć podłogi, trzepać sienniki, koce, zamiatać korytarze i podwórze.

Gdy kobiety powracały już o zmierzchu do

  1. Patrz E. Doutté, Mulieras, l. c.
  2. Kierunek na Mekkę.