Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bie, jednak fakt, że byłem więźniem politycznym, czyni przyjęcie niemożliwem.
A pieniądze tymczasem płynęły i już coraz wyraźniej widziałem dno szybko opróżniającej się sakiewki. Nic nie pomogły starania i rekomendacje prof. Zaleskiego i Rady Instytutu politechnicznego w Tomsku, gdzie rozpoczynałem swoją karjerę naukową.
Wreszcie machnąłem ręką na zawód uczonego i poszedłem do fabryki farb anilinowych, gdzie podałem się za prostego majstra-chemika. Zacząłem pracować, lecz wkrótce popełniłem straszny błąd. Ujrzawszy pewne niedokładności procesu chemicznego, stosowanego przy fabrykacji farby, zaproponowałem ulepszenia i zmiany. Właściciel był z tego bardzo zadowolony, zwiększył nawet moją pensję, lecz jakiś szpieg policji politycznej doniósł o tem, że w fabryce pracuje „podejrzany majster”, który za dużo umie. Śledztwo dowiodło, kim jestem, a w parę dni później policja zmusiła właściciela do wydalenia mnie z fabryki.
Znowu zostałem bez zarobku, znowu biegałem po mieście w poszukiwaniu pracy, lecz nadaremnie.
Profesor Zaleski też starał się znaleźć coś dla mnie. Dowiedział się, że w Kijowie pewna fabryka asfaltu i papy dachowej poszukuje takiego chemika, któryby mógł nietylko prowadzić technikę produkcji, lecz porobić pewne ulepszenia, potrzebne fabryce.
Trzeba było jechać do Kijowa, lecz brakowało mi pieniędzy. Miałem jednak strzelby, więc sprzedałem je i pojechałem.
Właściciel fabryki odrazu mi się nie podobał, lecz chodziło mi o zarobek, a wcale nie o jego fizjognomję, wobec czego podpisałem kontrakt i począłem pracować. Poruczono mi wynalezienie takiej masy z asfaltu i smoły