Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z więzienia, był schwytany i dostał trzy lata, zemknął znowu, dodano mu jeszcze trzy. W rezultacie z Szutkowa, człowieka cichego i skromnego, zrobiono „wiecznego aresztanta“. Pozostał jednak cichy i skromny, a nabył chorobliwej namiętności do czytania. Całemi dniami przesiadywał w ubogiej czytelni więziennej, pochłaniał przeróżne książki, miesięczniki i stare dzienniki, a jednocześnie porządkował bibljotekę, ciągle zmieniając system. Raz ustawiał książki podług treści, drugi raz podług wysokości lub koloru okładek, to znów — podług objętości. Ponieważ chwytano go w różnych miastach, był więc mieszkańcem różnych więzień, znał wszystkie bibljoteki i wszędzie je porządkował. Nazywano go z tego powodu „bibljotekarzem“ i lubiono za usłużność, grzeczność i ciche usposobienie. Pisywał listy więźniom, opracowywał własne pamiętniki, komponował wiersze i tworzył tragedję w 10 aktach, która miała zaćmić Szekspira. Dozorcy szanowali go, i gdy po ucieczce zjawiał się w więzieniu w asyście żołnierzy i policji, mawiali, uśmiechając się przyjaźnie:
— Znowu pan, panie Szutkow, raczył nas odwiedzić? Bibljoteka bez pana w zupełnym nieładzie.
— Boże mój! — wzdychał niespokojnie „bibljotekarz“ i, zaraz po zapisaniu go do ksiąg ludności więziennej, biegł do książek i rozpoczynał pracę.
W głowie miał moc nazw książek, wiadomości z różnych dziedzin wiedzy, pogmatwane i pomieszane straszliwie. Lubił się chełpić swoją wiedzą, wypowiadając nieraz horrendalne teorje własnej fabrykacji.
Nigdy jednak nie sprzeczał się, a gdy spotkał kogoś, umiejącego coś lepiej od niego, milkł i odchodził jakby urażony.
Poznałem kilku takich „bibljotekarzy“ w więzieniu.