Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Śmierć rewolucjonistom! Na szubienicę z nimi! Pod mur! — wołały z tłumu ochrypłe, pijackie głosy.
Okrzyki te wzmagały się, aż zaczęto ciskać w nas kamieniami. Ponieważ byliśmy otoczeni ścianą konwojujących nas żołnierzy, nikt nie doznał żadnego szwanku. Jednak przekonaliśmy się raz jeszcze, że policja polityczna była w zmowie z temi szumowinami monarchistycznemi, gdyż żandarmi, którzy tak energicznie rozpędzali robotników, względem monarchistów zachowywali się biernie. Lecz na zachowanie się napastników zareagowali kierownicy policji miejskiej, niedawno podlegający naszym rozkazom. Pułkownik Zaremba i rotmistrz von Ziegler przewidywali wrogą przeciwko nam demonstrację, i nagle z bramy jednego domu wypadł oddział konnych policjantów, którzy, siekąc zapamiętale nahajami, rozpędzili „czarną sotnię“ na cztery wiatry.
Nareszcie doszliśmy do biura sędziego śledczego. Byliśmy bardzo przykro zdumieni, ujrzawszy, że był nim najbliższy pomocnik generała Iwanowa, pułkownik żandarmów Fiedorenko.
Rozpoczęła się procedura dochodzenia.
Fiedorenko kierował sprawą w ten sposób, by dowieść, iż Komitet Centralny i Zarząd „Związku pracujących“ działali podług planu i z rozkazu „Rady robotników i żołnierzy“ w Petersburgu, — organizacji najenergiczniej ściganej przez rząd carski. W tym celu ciągle przekręcał wszystkie nasze odpowiedzi i powracał do swego twierdzenia, łączności naszej z Radą. Wreszcie obrzydło mi to i dość niecierpliwie oznajmiłem:
— Komitet Centralny i Zarząd Związku przez cały czas swego istnienia wydawał biuletyny, z których puł-