Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Odmówiłam mu.
Zrobiło się doktorowi lżej na sercu, ale już nie mógł się powstrzymać i mówił dalej:
— Dziwię się, oddawna już dziwię się, dlaczego mnie nie zamknęli dotychczas w domu waryatów. Dlaczego mam na sobie surdut, a nie kaftan furyatów? Ja jeszcze wierzę w prawdę, w dobro, jestem głupim idealistą, a czyż to w naszych czasach nie jest uważane za szaleństwo? I czem mi płacą za moją prawdę, za moją uczciwość? O mało nie rzucają na mnie kamieniami, jeżdżą po mnie. I nawet moi najbliżsi starają się jeździć po mnie... Żeby mnie raz dyabli wzięli nieszczęsnego starca idyotę!...
— Z ojcem nie można mówić po ludzku! — rzekła Julia.
Zerwała się gwałtownie z krzesła i poszła do siebie, przejęta strasznym gniewem i przypominając sobie, jak często ojciec bywał dla niej niesprawiedliwym. Niedługo potem żal jej się zrobiło ojca i gdy szedł do klubu, odprowadziła go na dół i sama zamknęła drzwi za nim. Na dworze pogoda była brzydka, niepewna, drzwi trzęsły się pod silnym naciskiem wiatru, w sieni wiało ze wszystkich stron, tak, że o mało nie zgasła świeca. Na górze Julia obeszła wszystkie pokoje i przeżegnała okna i drzwi, wiatr wył przeraźliwie, zdawało się, że ktoś chodzi po dachu. Nigdy jeszcze nie było tak smutno, nigdy jeszcze nie czuła się taką osamotnioną. Zapytywała się sama siebie, czy dobrze postąpiła, odmawiając swej ręki człowiekowi, tylko dlatego, że jej się nie podoba fizycznie? Prawda, że go nie kocha i wychodząc za niego musiałaby pożegnać się na zawsze ze swemi marzeniami i ze swemi pojęciami o życiu małżeńskiem, ale czy spotka człowieka takiego, o jakim marzyła, czy go pokocha? Ma już dwadzieścia jeden lat. Kawalerów, mogących pretendować do jej ręki, w mie-