Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przepadłeś ty już ze wszystkiem.
Przez cały dzień jestem zajęty. W święta, jeśli jest ładna pogoda, biorę na ręce moją małą siostrzeniczkę (siostra marzyła o synu, ale urodziła się dziewczynka) i idę wolnym krokiem na cmentarz. Tam stoję, lub siedzę, wpatruję się długo w ukochaną mogiłę i mówię dziewczynce, że tu spoczywa jej mateńka.
Niekiedy zastaję przy grobie Aniutę Błagowo. Witamy się i stoimy razem, milcząc, lub też rozmawiamy o Kleopatrze, o jej córeczce, o tem jak strasznie smutno jest na świecie. Potem, wychodząc z cmentarza, idziemy w milczeniu, ona zwalnia kroku umyślnie, aby być dłużej ze mną. Dziewczynka, wesoła, szczęśliwa, mruży oczy przed silnym blaskiem słonecznym, śmieje się, wyciąga do Aniuty rączęta, zatrzymujemy się wtedy i razem pieścimy biedną, milutką sierotę.
A kiedy wchodzimy do miasta, Aniuta Błagowo rumieni się nagle, żegna się ze mną pośpiesznie i idzie dalej sama, poważna, surowa... I teraz nikt ze znajomych, spotykając ją, nie mógłby się domyśleć, że przed chwilą szła razem ze mną i pieściła nawet dziewczynkę.