Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szem, a tymczasem nie skarżyła się już przedemną. Chętniej teraz rozmawiała z doktorem, a ja nie mogłem zrozumieć dlaczego tak być może.
W naszej gubernii był zwyczaj, że podczas sianokosu i żniwa wieczorem przychodzili do dworu żniwiarze, częstowano ich wódką, a nawet młode dziewczęta piły po szklaneczce. My znieśliśmy u siebie ten zwyczaj, kosiarze i baby stali na podwórzu do późnego wieczora i nareszcie odchodzili, przeklinając nas głośno. Wtedy Masza marszczyła surowo brwi i milczała, lub też, rozdrażniona, mówiła półgłosem do doktora:
— Dzicz!
We wsi nowo przybywających widzą niechętnie, zupełnie tak jak w szkole. I nas też nieprzychylnie przyjęto. Z początku patrzyli na nas jak na ludzi głupich i prostych, którzy kupili wieś tylko dlatego, że nie wiedzieli co robić z pieniędzmi. Wyśmiewali się z nas. W naszym lesie i nawet w ogrodzie chłopi paśli swoje bydło, zaganiali do siebie do wsi nasze krowy i konie, a potem przychodzili z żądaniem wynagrodzenia. Przychodzili całemi gromadami na nasze podwórze i oznajmiali, że podczas sianokosu zajęliśmy kawał pola z nienależącej do nas Byszejewki, czy też Siemienichy; a że istotnie nie znaliśmy jeszcze dokładnie granic naszej posiadłości, wierzyliśmy im na słowo i płaciliśmy karę; później okazało się, żeśmy kosili zupełnie prawidłowo. W lesie obdzierali korę z drzew. Jeden z dubieczeńskich chłopów, lichwiarz, handlujący wódką bez patentu, przekupywał naszych robotników i razem z nimi oszukiwał nas w najstraszniejszy sposób; zamieniał nowe koła w wozach na stare, brał nasze chomąta i sprzedawał je nam powtórnie i t. d. Ale najgorszem było to wszystko, co działo się w Kuryłówce przy budowli; tam, po nocach baby kradły deski, cegłę, kafle, żelazo: wójt z kilku świadkami robił u nich rewizyę, brał po dwa