Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bywałem dalej u nich, ale już nie tak chętnie. Obecność inżyniera krępowała mnie, nie czułem się już tak swobodnym. Nie mogłem znieść jego jasnych, niewinnych oczów, sądy jego męczyły mnie i napełniały mnie wstrętem; drażniło mnie też wspomnienie, że tak niedawno byłem podwładnym tego sytego, rumianego człowieka, i że obszedł się ze mną niezwykle ordynarnie. Prawda, że obejmował mnie wpół, klepał mnie przyjaźnie po ramieniu, pochwalał moje życie, ale czułem, że tak jak dawniej, pogardza moją nędzą i znosi mnie tylko przez wzgląd na swą córkę; nie mogłem się już śmiać i mówić co mi przez głowę przejdzie, stawałem się znów odludkiem i tylko czekałem na to, kiedy mnie nazwie Pantielejem, tak jak nazywał swego lokaja, Pawła. Jakże się buntowała moja prowincyonalna, mieszczańska duma! Ja, proletaryusz, malarz, chodzę dzień w dzień do tych ludzi bogatych, obcych dla mnie zupełnie, których całe miasto uważa za cudzoziemców, piję u nich dzień w dzień kosztowne wina i jem niezwykłe potrawy... nie, na to musiało się moje sumienie oburzyć! Idąc do nich unikałem spotkania ze znajomymi i patrzałem zpodełba, jak gdybym był istotnie sekciarzem, a wracając do domu, wstydziłem się mej sytości.
Przedewszystkiem bałem się samego siebie. Czy chodząc po ulicach, czy też pracując, czy rozmawiając z dziećmi, myślałem tylko o tem, że wieczorem pójdę do Maryi Wiktorówny, wyobrażałem sobie jej głos, śmiech, sposób chodzenia. Wybierając się do niej, stałem długo przed krzywem zwierciadłem niańki, wiążąc krawat, kortowe ubranie wydawało mi się wstrętnem, cierpiałem a jednocześnie pogardzałem sobą za tę drobiazgowość. Kiedy krzyknęła z drugiego pokoju, że nie jest ubraną i prosiła, abym chwilkę poczekał, słuchałem jak się ubierała; denerwowało mnie to i miałem uczucie, jak gdyby się podemną zapadała podłoga. Widząc na ulicy jaką-