Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odczuwać potrzebę nauki, któraby mi ułatwiła moją niewesołą pracę. Już teraz wydawało mi się dziwnem, że był czas, gdy nie wiedziałem, naprzykład, że świat cały składa się z sześćdziesięciu pierwiastków, że nie wiedziałam czem jest pokost, czem są farby i mogłem się obejść bez tych wiadomości. Znajomość z doktorem i moralnie mnie podniosła. Często sprzeczałem się z nim i chociaż zwykle zostawałem przy swoich przekonaniach, zawsze, dzięki niemu, zdawałem sobie coraz jaśniej sprawę, że nie wszystko dokładnie rozumiałem i odtąd starałem się wyrobić w sobie możliwie określone pojęcia, żeby żyć w zgodzie z własnem sumieniem.
Jednakże ten wykształcony i miły człowiek w mieście nie uchodził bynajmniej za doskonałość. Miał zwyczaj sprowadzać każdą rozmowę do kłótni, w jego dźwięcznym tenorze i w jego uprzejmości było zawsze coś ordynarnego, a kiedy zdejmował tużurek i zostawał w samej jedwabnej koszuli, lub kiedy w restauracyi rzucał kelnerowi na piwo, wtedy miałem zawsze wrażenie, że kultura kulturą, ale od czasu do czasu odzywa się w nim Tatar.
Na Trzech Króli odjechał znów do Petersburga. Wyjechał rano, a popołudniu przyszła do mnie siostra. Nie zdejmując futra i czapki, siedziała, nie mówiąc ani słowa, bardzo blada, wpatrzona w jeden punkt. Widać było, że walczy z jakąś chorobą.
— Czy ty się zaziębiłaś? — zapytałem.
Oczy jej napełniły się łzami, wstała i poszła do Karpowny, nie odpowiadając mi wcale, jakby obrażona. Chwilę później słyszałem, jak mówiła tonem, gorzkiej wymówki:
— Nianiu, poco ja dotychczas żyłam? Poco? Powiedz, czy młodość moja nie jest zmarnowana? W najlepszych latach życia wiedzieć tylko to, że mam zapisać wydatki, rozlać herbatę, zliczyć kopiejki, bawić gości