Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to winszuję pani. Uczyć się powinniśmy, uczyć i uczyć, jeszcze czas na społeczne kierunki, jeszcześmy do nich nie dorośli i prawdę powiedziawszy, nic z nich nie rozumiemy.
— Pan nie rozumie, a ja rozumiem — rzekła Marya Wiktorówna. — Święty Boże, jakiż pan dziś nudny!
— Naszem zadaniem jest uczyć się i uczyć, starać się posiąść możliwie dużo wiadomości, gdyż poważne kierunki społeczne opierają się na wiedzy i szczęście przyszłego człowieka leży tylko w nauce. Piję więc na cześć nauki.
— Jedno tylko wiemy na pewno: trzeba urządzić życie jakkolwiek inaczej — rzekła Marya Wiktorówna, po chwili milczenia — takie życie jakie było dotychczas nic nie jest warte: Nie, lepiej o niem nie mówmy.
Gdyśmy wychodzili, zegar bił godzinę drugą.
— Cóż, podobała się panu? — zapytał doktór. — Wspaniała, nieprawdaż?
W pierwszy dzień Bożego Narodzenia jedliśmy u Dołżykówny obiad, a później przez cały czas Świąt chodziliśmy do niej niemal codziennie. Oprócz nas nikt u niej nie bywał i prawda, że prócz mnie i doktora w całem mieście nie miała znajomych. Przeważnie spędzaliśmy czas na rozmowach; czasem przynosił doktór jakąś książkę, lub dziennik i czytał nam głośno. Był to istotnie jeden z najbardziej wykształconych ludzi, jakich znałem. Trudno mi osądzić, czy on dużo umiał, ale to jedno wiem, że objawiał swoją wiedzę, chcąc ażeby i inni ją poznali. Mówiąc o czemś z dziedziny medycyny, nie był podobnym do żadnego z naszych miejskich lekarzy, a jednak robił ogromne wrażenie i słuchając go, myślałem, że gdyby chciał, mógłby zostać prawdziwym uczonym. To też był to jedyny człowiek, wywierający wtedy na mnie poważny wpływ. Obcując z nim i czytając książki jakie mi pożyczał, zacząłem coraz bardziej