Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lub też mówiła do mnie, z trudnością oddychając, z nienaturalnością gospodyni, chcącej zabawić gościa:
— Pan wie, sprzedaliśmy nasz majątek. Szkoda, rozumie się, przyzwyczailiśmy się do niego, ale Dołżykow obiecał, że Jean będzie zawiadowcą stacyi Dubieczni, tak że nie wyjedziemy stąd, będziemy mieszkali na stacyi, a to już wszystko jedno, czy tu, czy w majątku. Inżynier taki dobry! Czy pan uważał, jaki on piękny!?
Do niedawna Czeprakowie żyli bardzo zamożnie, ale po śmierci generała wszystko się zmieniło. Helena Nikiforowna zaczęła się kłócić z sąsiadami, procesować się z nimi, nie wypłacała należności urzędnikom i robotnikom; bała się, żeby ją nie ograbili i w przeciągu dziesięciu lat Dubiecznia stała się nie do poznania.
Z tyłu, za wielkim domem, był stary ogród, dziś już ździczały, zagłuszony burzanem i różnymi krzakami. Przeszedłem się po terasie, pięknym jeszcze i twardo ubitym; przez szklane drzwi widać było pokój wyłożony posadzką, widocznie gościnny; stał w nim staroświecki fortepian, na ścianach wisiały obrazy w szerokich mahoniowych ramach i nic więcej. Z dawniejszych klombów ocalały tylko piwonie i maki, które wzniosły wysoko swe białe i ponsowe głowy, na ścieżkach rosły młode klony i wiązy oskubane przez krowy. Gąszcz był straszny i ogród zdawał się być nie do przebycia, ale to tylko dokoła domu, w miejscach gdzie stały jeszcze topole, sosny i stare lipy, ich rówieśnice, tworzące dawniej wspaniałe aleje: dalej, poza niemi karczowano ogród dla sianożęcia i tutaj nie było już tak duszno, pajęczyna nie właziła do ust i do oczów, powiewał przyjemny wietrzyk: im dalej, tem robiło się przestronniej, rosły tu wiśnie, śliwy, rozłożyste jabłonie, zeszpecone podporami i gangreną, i grusze, tak wysokie, że trudno było uwierzyć, że to istotnie są grusze. Tę część ogrodu dzierżawili nasi miejscy handlarze, a strzegł go od zło-