Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rok, a śmiertelność w mieście się nie zmniejsza i chorzy nie przestają przychodzić. Dać poważną pomoc czterdziestu chorym od rana do obiadu, niema sposobu, a rozumując poprostu, oszukuje się. Przyjęto w ciągu jednego roku dwanaście tysięcy chorych, to znaczy, że oszukano dwanaście tysięcy osób, zatrzymywać poważniej chorych w celach i zajmować się nimi podług przepisów nauki też nie można, bo przepisy są, ale nauki niema; odrzucić zaś wszelkie filozofowanie i przestrzegać pilnie przepisów, tak jak robią inni lekarze — do tego potrzeba przedewszystkiem czystości w gmachu szpitalnym i przewietrzania sal, a nie brudu; zdrowego pożywienia, a nie kapuśniaku ze zgniłej kapusty; dobrych pomocników, a nie złodziei.
I właściwie dlaczego nie dajemy ludziom umierać, jeśli śmierć jest prawidłowym i normalnym końcem każdego? Cóż z tego, jeśli jakiś tam kramarz lub urzędnik pożyje pięć, lub dziesięć lat dłużej? Jeżeli zaś upatrujemy cel medycyny w tem, że lekarstwa łagodzą cierpienia, to mimowolnie nasuwa się pytanie: poco je łagodzić? Po pierwsze, mówią, że cierpienie udoskonala człowieka, a po drugie, jeśli istotnie ludzkość nauczy się łagodzić swe bole pigułkami i kroplami, to zupełnie zapomni o religii i o filozofii, w których dotychczas znajdowała nietylko obronę przed złem, ale nawet szczęście. Puszkin znosił przed śmiercią straszne męczarnie, biedak Heine kilka lat leżał sparaliżowany, dlaczegoby nie miał cierpieć jakiś tam Andrzej Efimycz, lub Matrona Sawiszna, których życie byłoby nic nie warte i podobne do życia rośliny, gdyby nie ich cierpienia.
Pod ciężarem tych myśli doktór Andrzej opuścił ręce i odtąd przestał codziennie odwiedzać leczniczę.