Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nakoniec zima miała się ku końcowi. W początkach kwietnia nastały ciepłe dni i mroźne noce i wreszcie po jednym takim ciepłym dniu znów zaczęły płynąć rzeki i znów zaśpiewały ptaki. Całą łąkę i krzaki dokoła rzeki zatopiła powierzchnia wód, cała przestrzeń między Żukowem i tą stroną wsi została zalaną, a gdzieniegdzie wzlatywały dzikie kaczki całemi stadami. Wiosenny zachód słońca, płomienny wśród obłoków wspaniałych przedstawiał co wieczór jakiś widok nowy, niezwykły, nieprawdopodobny, taki, w jaki się wierzyć nie chce, jeśli go nam farby na obrazie oddają.
Żórawie latały prędko, prędko, krzycząc żałośnie, jak gdyby kogoś za sobą nawoływały. Stojąc na brzegu urwiska, Olga patrzała długo na rozlane wody, na słońce, na jasną, jakby odmłodzoną cerkiew, łzy spłynęły po jej twarzy, z trudem oddychała, gdyż tak namiętnie pragnęła odejść dokądkolwiek, gdzie oczy poniosą, choćby na koniec świata. Już postanowiono, że wróci do Moskwy, obejmie służbę, a z nią pojedzie Kirjak szukać miejsca stróża. Ach, byle prędzej stąd odejść.
Kiedy trochę podeschło i zrobiło się cieplej, wybrali się w drogę. Olga i Sasza z węzełkami na plecach, obie w łapciach z łyka, wyszły skoro świt; wyszła i Marya, aby je odprowadzić. Kirjak był niezdrów i zatrzymał się jeszcze przez tydzień w domu. Olga po raz ostatni pomodliła się w cerkwi, myśląc o mężu, ale nie zapłakała, a tylko twarz jej się ściągnęła i zrobiła się nagle zupełnie brzydką. Przez zimę schudła, zbrzydła, posiwiała trochę i nie miała już poprzedniego miłego wyrazu i łagodnego uśmiechu, znać było na niej przeżytą zgryzotę, zrobiła się smutną, pokorną, a w oczach miała coś tępego, nieruchomego, jakby nie słyszała, co się do niej mówi. Przykro jej było rozstawać się ze wsią i z chłopami. Przypominała sobie, jak nieśli Mikołaja, w każdej chacie zamawiali egzekwie i wszyscy płakali,