Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na powietrzu rozwiały, z długim kijem w ręku odpędzała gęsi od ogrodu i krzyczała:
— Całą kapustę zniszczyły, przeklęte, żeby was dyabli wzięli, żeby was morowe powietrze dotknęło, niema na was zaguby!
Spostrzegła dziewczynki, rzuciła kij, podniosła suchą gałązkę i schwyciwszy Saszę za kark suchymi i twardymi jak orzechy palcami, zaczęła ją smagać rózgą. Sasza płakała ze strachu i z bólu, a jednocześnie, gęsior, przechylający się to na jedną, to na drugą stronę, wyciągnął szyję, podszedł do starej i zasyczał jej coś nad uchem, a gdy wrócił do stada, wszystkie gęsi pochwaliły go: gę-gę-gę! Potem babka zaczęła bić Motkę. Zrozpaczona, głośno płacząc, Sasza poszła do chałupy, poskarżyć się; za nią szła Motka, również płacząca ale basem, nie obcierając łez, to też twarz jej była tak mokrą, jak gdyby ją umaczała w wodzie.
— Boże! — zdumiała się Olga, gdy dziewczynki weszły do chaty. — Królowo Niebieska!
Sasza zaczęła opowiadać, a w tej samej chwili z przeraźliwym krzykiem i z wymyślaniem weszła babka, rozzłościła się Tekla i w chacie powstał hałas.
— Nic, nic! — uspokajała Olga, blada, rozstrojona, gładząc Saszę po głowie. — Ona, babunia, to grzech gniewać się na nią. Nic, dziecino, nic.
Mikołaj, który był zmęczony bezustannym krzykiem, głodem, swędem, zaduchem, pogardzał biedą i nienawidził jej, który wstydził się przed żoną i przed córką za swoją matkę i za ojca... teraz spuścił nogi z pieca i odezwał się głosem rozdrażnionym, płaczliwym, zwracając się do matki:
— Wy jej nie bijcie! Nie macie prawa jej bić!
— No, zdychasz tam na piecu, ty ladaco! — krzyknęła na niego Tekla ze złością. — Dyabli was tu przynieśli, darmozjadów!