Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy z dzwo-na-mi? — zapytała Motka basem, przeciągając każdą zgłoskę.
— Z dzwonami. A gdy będzie koniec świata, dobrzy pójdą do raju, a źli palić się będą w ogniu wiecznym i nieugaszonym. Mojej mamie i Maryi Bóg powie: nikogo nie obraziłyście, idźcie więc na prawo do raju; a Kirjakowi i babce powie: a wy idźcie na lewo, w ogień wieczysty. Ten, który postu nie zachowywał, również pójdzie w ogień wieczny.
Spojrzała w górę na niebo, otworzyła szeroko oczy i powiedziała:
— Patrz na niebo, nie mrugaj oczami — aniołów widać.
Motka zwróciła oczy do nieba i nastała chwila milczenia.
— Czy widzisz? — zapytała Sasza.
— Nie widać — odpowiedziała Motka.
— A ja widzę. Maleńkie aniołki latają po niebie i skrzydełkami... mielk, mielk, jak komary.
Motka zamyśliła się głęboko, spuściła oczy ku ziemi i zapytała:
— I babka palić się będzie?
— Będzie.
Od kamienia na dół ciągnęła się równa pochyła spadzistość, pokryta miękką, zieloną trawą, którą się chciało lekko poruszać ręką, lub poleżeć na niej. Sasza położyła się i stoczyła się na dół. Motka z poważną surową twarzą, silnie oddychając, położyła się również na pochyłości i stoczyła się, a przytem koszula zadarła jej się do ramion.
— Jak mnie to bawi! — rzekła Susza z zachwytem.
Poszły obie na wzgórze, żeby się stoczyć po raz drugi, ale w tej samej chwili rozległ się dobrze im znany, piskliwy głos. O, jakie to straszne! Babka bezzębna, koścista, garbata, z krótkimi, siwymi włosami, które się