Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co pan rozumie pod falowaniem kredytu?
Poczatkin spróbował tłómaczyć, ale Łaptiew nic nie zrozumiał i posłał po Makiejczewa. Ten zjawił się niezwłocznie, przekąsił, pomodliwszy się, i swym grubym barytonem zaczął przedewszystkiem mówić o tem, że urzędnicy powinni dzień i noc modlić się do Boga za swych dobroczyńców.
— Pięknie, tylko bądźcie łaskawi mnie za swego dobroczyńcę nie uważać — rzekł Łaptiew.
— Każdy człowiek powinien pamiętać o tem, że jest, i czuć swoje powołanie. Pan jest z łaski Boga Najwyższego naszym ojcem i dobroczyńcą, a my jesteśmy pańskimi niewolnikami.
— Dokuczyło mi to już w końcu! — rozgniewał się Łaptiew. — Bądźcie wy teraz tak dobrzy być moimi dobroczyńcami i objaśnić mi w jakim stanie są nasze interesa. Raczcie mnie nie uważać za małego chłopaka, bo w razie przeciwnym jutro zamknę skład. Ojciec mój oślepł, brat w domu obłąkanych, krewni moi jeszcze młodzi; nienawidzę tego interesu, chętnie uciekłbym od niego, ale niema mnie kto zastąpić, sami o tem wiecie. Na litość Boską, dajcie spokój polityce.
Poszli do składu rachować. Później liczyli jeszcze wieczorem w domu i pomagał im przy tem stary; objawiając synowi różne handlowe tajemnice, mówił takim tonem, jakby się nie zajmował handlem, tylko czarodziejstwem. Okazało się, że dochód powiększał się rocznie o jedną dziesiątą i że majątek Łaptiewów, licząc tylko pieniądze i wartościowe papiery, równał się sześciu milionom rubli.
Kiedy o pierwszej w nocy, po skończeniu rachunków, Łaptiew wyszedł na świeże powietrze, czuł się pod urokiem tych cyfr. Noc była cicha, księżycowa, parna; białe ściany zamoskworeckich domów, widok ciężkich, zamkniętych drzwi, cisza i czarne cienie sprawiały wra-