Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niewolnikiem, wnukiem chłopa pańszczyźnianego. Zanim my, chamy, wybijemy się na właściwą drogę, wielu naszych braci padnie.
— Wszystko to dobrze — odpowiedział Jarcew i westchnął. — To jest jeszcze jeden dowód więcej, jak bogate i różnorodne jest życie rosyjskie. Ach, jakie bogate! Wiesz co, coraz bardziej dochodzę do przekonania, że żyjemy w przededniu wielkiego zwycięstwa i chciałbym sam dożyć, doczekać się tego. Chcesz, to wierz, nie chcesz, to nie wierz; ale podług mnie, podrasta teraz niezwykłe pokolenie. Kiedy się dziećmi zajmuję, a zwłaszcza dziewczynkami, odczuwam rozkosz. Cudowne dzieci!
Jarcew podszedł do fortepianu i wziął akord.
— Jestem chemikiem, myślę chemicznie i umrę jako chemik — mówił dalej. — Ale nie wystarcza mi sama chemia, biorę się do historyi rosyjskiej, do historyi sztuki, pedagogii, muzyki... Kiedyś w lecie żona twoja powiedziała, żebym napisał sztukę historyczną i teraz chcę pisać, pisać; zdaje mi się, że mógłbym tak przesiedzieć trzy doby, nie ruszając się i nie przestając pisać. Obrazy zmęczyły mnie, w głowie mojej ścisk i czuję, jak puls bije w moim mózgu. Bynajmniej nie chcę, żeby ze mnie powstało coś niezwykłego, żebym stworzył coś olbrzymiego; poprostu chcę żyć, marzyć, mieć nadzieję; chcę, aby mi się wszędzie szczęściło... Życie, mój drogi, jest bardzo krótkie, trzeba je przeżyć jak się da najlepiej.
Po tej przyjacielskiej rozmowie, która skończyła się dopiero o północy, Łaptiew zaczął prawie codziennie bywać u Jarcewa. Ciągnęło go coś do niego. Przychodził zwykle przed wieczorem, kładł się i czekał cierpliwie jego powrotu nie odczuwając zupełnie znudzenia. Jarcew, wracając ze służby, jadł obiad i zabierał się do roboty, ale Łaptiew zadawał mu ciągle jakieś pytania,