Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

życie rosyjskie przedstawia mi się jako nieudolne, niezdrowe, nieoryginalne.
Przy Dymitrowce przyjaciele rozstali się i Jarcew pojechał dalej do siebie na Nikitską. Drzemał, kiwał się, ale nie przestawał myśleć o sztuce. Nagle, wyobraził sobie, że słyszy straszny hałas, krzyki w jakimś niezrozumiałym, jakby kałmuckim języku; zobaczył jakąś wieś, ogarniętą płomieniami, lasy sąsiednie pokryte szronem, blado-różowe w blasku pożaru: zdawało mu się, że jest tak jasno, że można rozróżnić każdą igiełkę sosnową; jacyś ludzie, konno i pieszo kręcą się po wsi, a konie ich i oni sami równie są purpurowi, jak łuna na niebie.
— To Połowcy — myśli Jarcew.
Jeden z nich, stary, straszny, z zakrwawioną twarzą, cały opalony, przywiązuje do siodła młodą dziewczynę, o białej, ruskiej twarzy. Stary krzyczy, doprowadzony do szału, a dziewczę patrzy smutnie, rozumnie... Jarcew wstrząsnął głową i obudził się.
— »Przyjacielu, miły przyjacielu«... — zaśpiewał.
Płacąc dorożkarza i później idąc do siebie po schodach, nie mógł się rozbudzić i widział jak płomienie obejmują drzewa, las trzeszczy i pokrywa się dymem, olbrzymi dzik, oszalały ze strachu, biegnie przez wieś... A dziewczę przywiązane do siodła wciąż patrzy.
Kiedy wszedł do swego pokoju było już jasno. Na fortepianie, przy otwartych nutach dopalały się dwie świece. Na kanapie leżała Razsudina w czarnej sukni z paskiem, z gazetą w ręku i twardo spała. Widocznie, grała długo, oczekując powrotu Jarcewa i nie doczekawszy się, usnęła.
— O, zmęczyła się! — pomyślał.
Wyjął ostrożnie z jej rąk gazetę, przykrył ją pledem, zgasił świece i poszedł do sypialnego pokoju. Kładąc się, myślał o sztuce historycznej i spokoju mu nie dawał motyw: »Przyjacielu, miły przyjacielu«...