Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Życie płynęło zwykłym trybem, z dnia na dzień, nie obiecując nic szczególnego. Sezon teatrów skończył się, nadchodziła pora ciepła. Pogoda była wspaniała.
Pewnego razu Łaptiewowie wybrali się do sądu okręgowego posłuchać jak Kostia bronił kogoś z urzędu. Spóźnili się trochę i przyjechali do sądu, w chwili kiedy się rozpoczynało badanie świadków. Obwinionym był zwykły szeregowiec o kradzież z włamaniem. Między świadkami było dużo praczek; dowodziły, że podsądny bywał często u gospodyni, utrzymującej pralnię; w święto Podniesienia Krzyża św. przyszedł późno wieczorem prosić o pieniądze na wódkę, ale nikt mu ich nie dał; wtedy wyszedł i po godzinie wrócił z piwem i z miętowymi piernikami dla dziewcząt. Pili i śpiewali prawie do świtu, a gdy się rano opamiętali, zamek u wejścia na strych był wyłamany i z bielizny znikły trzy koszule męskie, spódnica i dwa prześcieradła. Kostia badał drwiąco każdą praczkę, czy ona w święto Podniesienia Krzyża św. nie piła również tego piwa, które przyniósł podsądny? Chciał widocznie udowodnić, że praczki same siebie okradły. Mówił bez najmniejszego wzruszenia, surowo patrząc na świadków.
Tłumaczył co to jest kradzież z włamaniem, a co zwykła kradzież. Mówił szczegółowo, przekonywująco, objawiał niezwykłą zdolność do mówienia długo, i poważnym głosem mówił o tem, co już dawno wszyscy wiedzą. I trudno było zrozumieć o co mu właściwie idzie. Z długiej jego mowy przewodniczący mógł tylko w następujący sposób wnioskować: »włamanie było, ale kradzieży nie było, bo praczki same przepiły bieliznę, a jeżeli była kradzież, to bez włamania. Ale widocznie, mówił to właśnie, co było trzeba, gdyż mową jego przejęli się świadkowie i podobał się publiczności. Kiedy ogłoszono wyrok uniewinniający, Julia skinęła głową Kostii, a później mocno uścisnęła jego dłoń.