Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

winta. Dziewczynki nie odchodziły do siebie, do oficyny, lecz blade, smutne siedziały, obie na jednem krześle, i słuchały hałasu na ulicy, patrząc czy to nie ojciec idzie? Wieczorami, w ciemności i przy świecach bały się. Rozmowa przy wincie, kroki Piotra, trzask na kominku rozdrażniał je i nie miały już ochoty patrzeć na ogień; już i płakać im się nie chciało, ale było im smutno i coś je przygniatało. Nie rozumiały, jak można mówić o czemkolwiek i śmiać się, kiedy mama umarła.
— Coś pan dziś widział przez lornetkę? — zapytała Kostię Julja Siergiejewna.
— Dziś nic, a wczoraj kąpał się stary francuz.
O siódmej Julja Siergiejewna i Kostia pojechali do Małego Teatru. Łaptiew został z dziewczynkami.
— Czas już, żeby wasz tatko przyjechał — mówił, patrząc na zegarek. — Musiał się pociąg spóźnić.
Dziewczynki siedziały na krześle, milcząc przytulone jedna do drugiej, jak zwierzątka, którym zimno, a on chodził dalej po pokojach i z niecierpliwością patrzał na zegarek. W domu było cicho. Ale oto o dziewiątej ktoś nagle zadzwonił. Piotr poszedł otworzyć.
Usłyszawszy znajomy głos, dziewczynki krzyknęły z radości, załkały i rzuciły się do przedpokoju. Panaurow był w prześlicznem futrze, broda jego i wąsy zbielały od mrozu.
— Zaraz, zaraz — mruczał, a Sasza i Lida, płacząc i śmiejąc się, całowały jego zimne ręce, czapkę, futro. Piękny, omdlewający, zepsuty miłością, nie spiesząc się, pogłaskał dziewczynki, następnie wszedł do gabinetu, i rzekł, zacierając ręce.
— Ja do was nie na długo, przyjaciele. Jutro wyjeżdżam do Petersburga. Obiecują mnie przenieść do innego miasta.
Stanął w hotelu »Drezden«.