Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nikt nie wiedział jaką pensyę pobierali rocznie ulubieńcy jego Poczatkin i Makiejczew; mieli razem z gratyfikacyą po trzy tysiące, nie więcej, ale on udawał, że im daje po siedem tysięcy; gratyfikacyę dostawali wszyscy urzędnicy, ale skrycie, tak że ten, który dostawał mało, musiał dla miłości własnej chociaż mówić, że dostał dużo; nigdy żaden chłopak nie wiedział, kiedy z niego zrobią urzędnika; żaden służący nie wiedział czy pan jest z niego zadowolonym, czy też nie. Niczego się nie zabraniało wprost urzędnikom, to też nie wiedzieli, co im właściwie wolno, a co nie. Nie bronili im się żenić, ale oni się nie żenili, bojąc się, że swem małżeństwem nie dogodzą gospodarzowi i stracą miejsca. Wolno im było mieć znajomych i bywać u nich, ale już o godzinie dziewiątej wieczór zamykali bramę, a co rano gospodarz podejrzliwie przyglądał się służącym i badał, czy od którego z nich nie czuć wódki.
»A no, no, zbliż się, chuchnij!«
W każde święto zmuszeni byli chodzić na ranną Mszę św. i ustawiali się w kościele w ten sposób, żeby ich mógł gospodarz widzieć. Postów surowo przestrzegano. W uroczyste dni, naprzykład, w imieniny gospodarza, lub którego z członków jego rodziny, urzędnicy musieli ofiarować słodki pierog od Fleja, lub też album. Mieszkali na niższem piętrze domu na Piatnickiej i w oficynie, mieścili się po trzech i po czterech w jednym pokoju, obiad jedli z jednej ogólnej miski, chociaż przed każdym z nich leżał talerz. Jeśli który z gospodarzy wchodził do nich podczas obiadu, wszyscy wstawali.
Łaptiew wiedział, że z pomiędzy nich, jedni tylko zepsuci wychowaniem starego, mogli go na seryo uważać za dobrodzieja, inni widzieli w nim wroga i »plantatora«. Teraz po półrocznej nieobecności nie znalazł zmiany na lepsze; było nawet coś nowego, z czego nic dobrego wyniknąć nie mogło. Brat Teodor, dawniej ci-