Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

doktora samego uważał za nędznego, opasłego sknerę, za jakiegoś operetkowego Gaspara z »Dzwonów Kornewilskich«, nawet imię Julii ordynarnie brzmiało. Wyobraził sobie jak staną do ślubu, obcy sobie zupełnie, bez kropli uczucia z jej strony, jakby wyswatani, a jedyną dla niego pociechą, równie banalną jak i sam ślub, było to, że nie on pierwszy i nie ostatni, że tak żeni się i za mąż wychodzi tysiące osób i że Julia z czasem, gdy go pozna bliżej, może go i pokocha.
— Romeo i Julia! — rzekł, zamykając książkę i roześmiał się. — Nino, ja jestem Romeo. Możesz mi powinszować, oświadczyłem się dziś Julii Bieławin.
Nina Teodorówna myślała na razie, że on żartuje, ale potem, gdy uwierzyła, rozpłakała się. Nie podobała jej się ta wiadomość.
— No cóż, winszuję ci — rzekła. — Ale skądże to tak nagle?
— Nie, to nie nagle; to ciągnie się już od marca, tylko ty nic nie zauważyłaś... Zakochałem się w niej w marcu, a poznałem się z nią tutaj, w twoim pokoju.
— A ja myślałam, że się ożenisz z jaką moskiewką — powiedziała Nina Teodorówna. — Dziewczyny z naszego kółka mają więcej prostoty. Ale najgłówniejsze, Alosza, to, żebyś był szczęśliwy. Grzegorz Mikołajewicz nie lubił mnie i widzisz, jak żyjemy. Prawda, że każda kobieta może cię pokochać dla twej dobroci i rozumu, ale przecież Juleczka, uczenica instytutu i szlachcianka, jej nie wystarczy rozum i dobroć. Ona młoda, a ty, Alosza, jesteś nieładny i już niemłody.
Chcąc złagodzić ostatnie swe słowa, pogłaskała go po twarzy i dodała:
— Ładny nie jesteś, ale jaki dzielny.
Była tak wzburzoną, że aż lekki rumieniec oblał jej twarz i z uniesieniem mówiła o tem, czy nie powinna przeżegnać Aloszę obrazem świętym; przecież jest star-