Strona:Anton Czechow - Partja winta.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Moje nazwisko w coś tu wmieszali, wzruszył ramionami Peresolin. — Nie rozumiem!
Pisulin rozdał karty. Urzędnicy kontynuowali.
— Bank Państwa...
— Dwa. — Izba skarbowa...
— Bez atu...
— Bez atu? Ty? Hm!... Urząd gubernjalny dwa! Raz kozie śmierć. Dopiero co w oświeceniu publicznem położyłem się bez jednej, teraz znów rozłożę się jak długi w urzędzie gubernjalnym. Et! Gwiżdżę!
— Szlemik w oświeceniu!
„Nic nie rozumiem“, szepnął Peresolin.
— Wychodzę w radcę stanu! Dorzuć Wania jakiegoś tytularnego lub gubernjalnego.
— Po co tytularny? Mogę w Peresolina...
— A my twojego Peresolina w zęby, w zęby. Mamy Rybnikowa. Będzie legenda bez trzech! Pokażcie no Peresolinową. Niema co kanalji skrywać...
„Moją żonę teraz poruszyli“, pomyślał Peresolin. „Nic nie rozumiem“...
Chcąc rozproszyć wątpliwości, jakie nim owładnęły, Peresolin otworzył drzwi i wszedł do „dyżurki“. Zjawienie się djabła z rogami i ogonem nie wywołałoby wśród urzędników takiego wrażenia i nie napędziłoby im tyle strachu, ile nagłe zjawienie się przed nimi postaci zwierzch-