Strona:Anton Czechow - Śmierć urzędnika.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obecności, w jakiemś piśmie, o tamtejszych przewodnikach-Tatarach... Co za świństwo! Czy rzeczywiście to jacyś szczególni ludzie?
Natalja Michajłowna zrobiła pogardliwy grymas i przecząco kiwnęła głową.
— Zwykli Tatarzy, nic szczególnego — powiedziała. — Zresztą widziałam ich zdaleka, przypadkowo... Pokazywali mi ich, ale nie zwróciłam uwagi. Zawsze, mój kochaneczku, czułam uprzedzenie do tych wszystkich Czerkiesów, Greków, Maurów!
— Mówią, że to są straszne lowelasy?
— Być może! Bywają takie bezwstydne, które...
Natalja Michajłowna nagle drgnęła, jakgdyby przypomniała sobie coś strasznego, z pół minuty patrzyła na męża wylęknionemi oczyma i powiedziała, rozwlekając każde słowo:
— Powiem ci, Wasia, jakie są niemoralne! Ach, jakie niemoralne! Nietylko proste kobiety albo ze średniego stanu, ale i te nadęte arystokratki. Wprost okropności, oczom własnym nie wierzyłam! Do śmierci nie zapomnę! Czyż można się zapomnieć do tego stopnia, żeby... ach, Wasia, nawet mówić nie chcę! Weźmy, naprzykład, moją towarzyszkę Julję Pietrownę... Taki dobry mąż, dwoje dzieci... należy do dobrego towarzystwa, udaje zawsze świętą i nagle, wyobraź sobie... Tylko, mój drogi, rozumie się, to między nami... Daj słowo honoru, że nikomu nie powiesz!
— Co znowu! ma się rozumieć, że nie powiem.
— Słowo honoru? Pamiętaj! Ja ci wierzę...
Kobietka położyła widelec, nadała swej twarzy tajemniczy wyraz i zaczęła szeptem:
— Wyobraź sobie taką rzecz... Pojechała ta Julja Michajłowna w góry... Była piękna pogoda. Ona