Strona:Anton Czechow - Śmierć urzędnika.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciła się do Szczupkina. — Kochaj moją córkę, opiekuj się nią!
Szczupkin rozdziawił usta ze zdumienia i strachu. Atak rodziców był tak niespodziany i zuchwały, że nie mógł wymówić ani słowa.
...Złapałem się!... Oplątali mnie — pomyślał, zamierając z przerażenia. — Kaput, bracie! Nie wykręcisz się...
I pokornie schylił głowę, jakby chciał powiedzieć.
— Bierzcie mnie, jestem ujarzmiony!
— Bło... błogosławię — ciągnął dalej papa i również zapłakał. — Nateczko, córko moja... stań tu obok. Pietrowno, dawaj ikonę!
Lecz nagle rodzic przestał płakać i twarz jego wykrzywiła się gniewem.
— Głąbie! — z wściekłością krzyknął na żonę. — Cielęca głowo! Czyż to jest ikona?!...
— Ach, mój Boże!
Co się stało? Nauczyciel kaligrafji nieśmiało podniósł oczy i spostrzegł, że jest uratowany: mamusia w pośpiechu zdjęła ze ściany, zamiast ikony, portret pisarza Łażecznikowa.
Stary Pepłow i jego połowica Kleopatra Pietrowna stali, zmieszani, z portretem w ręku, nie wiedząc, co robić, co mówić...
Nauczyciel kaligrafji skorzystał z zamieszania i czmychnął.