Strona:Anton Czechow - Śmierć urzędnika.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wytworem skojarzenia wyobrażeń? Powiedz pan otwarcie, kochał pan kiedy?
Walenty (z goryczą): Nie będziemy jątrzyć dawnych ran! Nad czem się pani zamyśliła?
Anna: Zdaje mi się, że pan jest nieszczęśliwy“.
Podczas szesnastej sceny Paweł Wasilicz ziewnął i niechcący wydał taki dźwięk, jaki wydają psy przy łapaniu much. Zląkł się tego nieprzyzwoitego dźwięku i by go zamaskować, nadał swej twarzy wyraz współczującej uwagi.
...Scena siedemnasta... Kiedyż nareszcie koniec — myślał. — Boże drogi! Jeżeli ta męczarnia potrwa jeszcze dziesięć minut, to krzyknę na trwogę. Nie do zniesienia!
Ale oto dama zaczęła czytać prędzej i głośniej, podniosła głos i przeczytała:
— „Kurtyna spada.“
Paweł Wasilicz zlekka westchnął i chciał już wstać, ale Muraszkina błyskawicznie przewróciła stronicę i czytała dalej:
— „Akt drugi. Scena przedstawia wiejską ulicę. Na prawo — szkoła, na lewo — szpital. Na schodach szpitala siedzą włościanie i włościanki...
— Przepraszam — przerwał Paweł Wasilicz — ile jest wszystkich aktów?
— Pięć — odpowiedziała Muraszkina i natychmiast, jakby się bała, żeby słuchacz nie uciekł, ciągnęła dalej: — „Z okna szkoły wygląda Walenty. Widać, jak w głębi sceny włościanie niosą swój dobytek do karczmy.“
Jak skazany na śmierć i przekonany o niemożliwości ułaskawienia, Paweł Wasilicz już nie oczekiwał końca, nie spodziewał się niczego i tylko robił wysiłki, by mu się powieki nie zamknęły i by nie znikł z twarzy wyraz uwagi. Przyszłość, kiedy