Strona:Anton Czechow - Śmierć urzędnika.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A to dopiero historja! Trzeba będzie przy niej się rozebrać.
Griabow zrzucił z siebie marynarkę i kamizelkę i siadł na piasku, by zdjąć buty.
— Posłuchaj, Iwanie Kuzmiczu — zwrócił mu uwagę marszałek, śmiejąc się w kułak. — To już naigrawanie się…
— Nikt jej nie prosi, żeby nie rozumiała. To nauka dla nich, dla cudzoziemców!
Griabow zdjął buty, spodnie, zrzucił z siebie bieliznę i został w stroju Adama. Otcow trzymał się za brzuch i aż zarumienił się ze śmiechu i wstydu. Angielka poruszała brwiami i mrugała oczyma. Po jej wyżółkłej twarzy przemknął się wyniosły, pogardliwy uśmiech.
— Trzeba ostygnąć — powiedział Griabow — klepiąc się po brzuchu. Powiedz mi, proszę cię, dlaczego ja co lato dostaję wysypki na piersiach?
— Właźże do wody albo przykryj się czemś! Bydlę!
— I żeby się chociaż zmieszała, podła! — powiedział Griabow, włażąc do wody i robiąc znak krzyża. — Brr… zimna woda! Patrz, jak brwiami rusza! Nie odchodzi… Stoi ponad tłumem!… Che-che-che! nawet nie uważa nas za ludzi!
Wszedł po kolana w wodę i wyprostowawszy całą swą kolosalną figurę, powiedział:
— Tu dla ciebie nie Anglja! Co?
Miss Tfais obojętnie zmieniła robaka, ziewnęła i zarzuciła wędkę.
Otcow się odwrócił. Griabow odczepił haczyk, dał nurka i sapiąc, wylazł z wody. Dwie minuty później siedział znów na piasku i łowił ryby.