Strona:Anton Czechow - Śmierć urzędnika.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

już napewno Chochriukow... A Posudina odrazu poznać można... Zwykły podróżny, zachowuje się zwyczajnie, a Posudin nie taki, żeby zachowywać się poprostu. Przyjedzie, dajmy na to, na stację pocztową i zaczyna: to mu źle pachnie, to duszno, to mu zimno... Dawaj mu i kurczęta, i owoce, i konfitury... Na stacjach już wiedzą: jeżeli kto zimową porą żąda kurcząt i owoców, to już na pewno — Posudin. Jeżeli kto mówi do poczmistrza „mój przyjacielu“ i pędza ludzi po różne drobiazgi — przysiąc można, że to Posudin... I pachnie od niego nie tak, jak od innych ludzi. I spać się kładzie na swój sposób. Położy się na kanapie, spryska koło siebie perfumami i każe obok poduszki postawić trzy świece. Leży i czyta papiery... Tu już nietylko poczmistrz, ale i kot zmiarkuje, co za osoba...
...Prawda, prawda — pomyślał Posudin. — I dlaczego ja o tem przedtem nie wiedziałem?
— A komu trzeba, ten i bez owoców, i bez kurcząt się dowie. Przez telegraf wszystko wiadomo... Niech otula mordę, jak chce, niech się chowa, a już wiedzą, że jedzie... Oczekują... Posudin może jeszcze z domu nie wyszedł, a tam już wszystko wiedzą. Przyjedzie, żeby ich na gorącym uczynku przyłapać, oddać pod sąd albo usunąć, a oni się tylko wyśmiewają z niego. — „Chociaż przyjechałeś Wasza Wysokość pocichutku, a jednak u nas jest wszystko w zupełnym porządku“. — Pokręci się, pokręci i wróci z czem przyjechał. I jeszcze ich pochwali, rękę poda wszystkim i przeprosi, że ich niepokoił. Takie są sprawy! Cho-cho, wielmożny panie, naród tu cwany, cwaniak na cwaniaku. — Aż miło patrzeć, co za djabły... Weźmy chociażby dzisiejszy wypadek. Jadę dziś rano