Strona:Anton Czechow - Śmierć urzędnika.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
PODRZUTEK

Odbywając swoją zwykłą przechadzkę wieczorną, asesor kolegjalny Migujew zatrzymał się przy słupie telegraficznym i westchnął głęboko. Tydzień temu w tem samem miejscu, kiedy wracał wieczorem z przechadzki do domu, dopędziła go jego była pokojówka Agnia i powiedziała ze złością:
— Poczekaj! Takiego ci narobię bigosu, że zobaczysz, co to jest gubić niewinne dziewczęta! I dziecko ci podrzucę, i do sądu podam, i żonie powiem...
I zażądała, żeby złożył w banku na jej imię pięć tysięcy rubli. Migujew przypomniał sobie to wszystko, westchnął jeszcze raz i z serdeczną skruchą wyrzucał sobie swoje chwilowe oszołomienie, które sprawiło mu tyle kłopotów i udręczeń.
Migujew doszedł do domu i siadł na ganku, by odpocząć. Była właśnie godzina dziesiąta i z poza chmur wyglądał rąbek księżyca. Na ulicy nie było ani żywej duszy: starsi letnicy już układali się do snu, młodzi zaś — spacerowali po lesie. Szukając w kieszeni zapałek, by zapalić papierosa, Migujew dotknął się łokciem czegoś miękkiego, zajrzał od-