Strona:Angelo De Gubernatis - Maja.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czołga się w łożu komnat złotogłowych
Mój współzawodnik stary! A więc żygnij
Z płomienistego ozora truciznę,
I tchem morowym twej potwornej piersi
Tchnij!... zniszcz tyrana spróchniałego ciało!

(Król węży, Taksaka, pełzając wychodzi z nory pod zamkiem i czołga się do jaskini, z której wyszedł Rudir, przesłonięty i otoczony mrokiem nocnym.)

Co ci jest? jakąż przynaglony zgrozą
Spełnisz raz moje odwieczne zaklęcie?

(Maja, córka Waruny, schodzi z zamku w śnieżnej szacie, niosąc srebrny dzbanek.)

Co widzę?... oto stopami sarneczki
Zwinna, wśród mroku, królewska dziewica...

(Maja zbliża się stopniami na plac pod zamkiem.)

Gdzie drobną nóżką bieży Maja?

MAJA.

Ktoś ty, co po imieniu wołasz?

RUDIR.

Rudir jestem.
Czemu zadrżałaś?

MAJA.

Widziałam mego królewskiego ojca,
Jak zbladł śmiertelnie, gdy wyrzekł to imię.

(Krótkie milczenie. Rudir siada, słuchając ciekawie.)

Ari, namiestnik, stał przy jego łożu
Złotem przed chwilą, ja zaś u nóg ojca
Siedząc, z mej cytry harmonie wesołe
Brzękałam pełna dziewczęcej swobody...
W tem król się zrywa, jak od jadu węża.
Zawrócił oczy i zawołał: „Ari!