Przejdź do zawartości

Strona:Angelo De Gubernatis - Maja.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



(W głębi sceny olbrzymie szczyty pasma Himalaja, ponad niem stopniami w półcieniu i półświetle dzierżganemi, wiedzie droga ku szczytowi Meru, na którym w cieniach i światłach naprzemian upowite, wznosi się zamczysko króla Waruny. Na szczytach i stopniach gór osiada zmrok nocy – cisza. Nad szczytem zamku królewskiego kruk usiada. – Z jaskini górskiej, podziemnej, wychodzi Rudir, odziany ciemno-czerwono, włosy i broda rude, ogniste; cała jego postać ma coś złowrogiego. Rozgląda się podejrzliwie i mówi:)
RUDIR.

Stary król kona – już po raz trzeci
Kruk żałobnemi wróżby zakrakał.

(Dwóch braci bliźniąt, w szarych czapkach, przesuwa się szybko i cicho. Wchodzą do zamku.)

Oto bliźniaki![1]
Zda się, nie mylę, z dalekich siedzib
Wschodu ich wezwał zwiastun śmiertelny.
Kruk, na te skały. Spiesz, o królu nocy!
Taksaka! straszną masz mą obietnicę!
Tobiem ślubował, twemu piekielnemu
Duchowi siebie i potomstwo moje
I państwo całe poświęcić – na zawsze! –
Jeżeli życie mi i tron Waruny,
Nienawistnego zwierzchnika mojego,
Dziś jedynego oddasz prześladowcy.
I tak zbyt długo – a jak go nie cierpię! –

  1. Dioskury indyjskie, też co rzymskie Castor i Pollux, a słowiańskie Lelum i Polelum.