Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pokój, który zaczął mu dolegać i kazał się czegoś domyślać, wyjaśnił się szybko. — Śpieszy mi się, coś mię popędza. Muszę zdążyć na czas. Mało mam czasu. Muszę jeszcze myśleć.
Przeczuwał, że czeka go jeszcze ciężka, olbrzymia praca. W ciągu tych paru godzin musi ją odrobić w całości. — A jak nie odrobię, to co? — ozwał się głos przekorny i przebrzmiał. Ozwał się natomiast ostry, nieutulony żal. Bo było już za późno, nieodwołalnie i ostatecznie za późno.
Tyle zmarnowanego, głupio, nieopatrznie roztrwonionego czasu! Głupie, nudne godziny więzienne, bezmyślne czytanie, sztuczne, leniwe życie, prowadzone w ciągu długich miesięcy! Gryzł go nieodparty wyrzut, jak gdyby samochcąc zagubił szczęście całego życia. I wyobrażał sobie bezsilnie, coby było, jakby to było, gdyby miał przed sobą jeszcze tydzień, bodaj jeden jedyny jeszcze wolny dzień. Jakby tego czasu użył, jakby wyzyskał każdą