Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do szubienicy znowu... Uważasz? To nie proste drewniane belki — oho, szubienica, pomyśl no tylko, jak ona wygląda. Wyobraź no ją sobie — popatrz przez okno. Stąd ją widać, stoi. Stoi... A kat? Czarno jest ubrany. Ale to nic. Ty widzisz, jaką on ma twarz? Jak on się porusza? Zobaczysz go zaraz. Nie będą się ciebie pytali, czy chcesz, czy nie chcesz! Czuwaj! Czuwaj, bo mało masz czasu — mało, mało czasu. Zobacz, która godzina, która jest godzina?
Głośno się odezwał zegarek, leżący na stole. Jego cykanie stało się, jakby kto młotem uderzał po blachach — ostry, przeraźliwy dźwięk, szybki, szybki.
Nie miał siły spojrzeć. Usiłował i nie mógł. Uląkł się swych usiłowań. Zapomniał o wszystkim. Nie wiedział, gdzie jest. Zapomniał, że jutro...
Pogrążał się w jakimś odmęcie — okropnym, niezaznanym. Raczej wszystko, niż