Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z policji. Z wyjaśnień sekretarza wypadło, że ich ubito w ciągu paru tygodni między konfrontacją na śledztwie a sądem, a sędziowie rzucili mu gniewne spojrzenie, jak gdyby i tych on pozabijał. Ukazali się nowi świadkowie, wymizerowany, przestrzelony żołnierz i szpicel bez oka z blizną od nosa do ucha — wszyscy, którzy ocaleli z jego eskorty podczas tamtego wieczora z przed ośmiu miesięcy. Była i babina bez ręki. Przysięgła, powtórzyła jeszcze raz tosamo, co na śledztwie, spojrzała na niego raz i poszła. Obrońca nasprowadzał swoich świadków, niektórzy przybyli z dalekich stron — poco? poco? Najgorętsze debaty dotyczyły przestępstw, których nie popełnił, a przytym jakieś śmieszne alibi, stwierdzane przez nieznajomych ludzi. Godziny trawiono na rozważaniu jawnych nonsensów. Kuczma nie rozumiał, co mówią na sądzie, i wciąż się go dopytywał, co go niecierpliwiło. Mówił obrońca Kuczmy: — prosty, ciemny chłop