Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nością przyświadczać całej tej obłudnej operacji? Gdy go wywołano, poszedł. Obrewidowano go i poprowadzono pod silną eskortą. Czekał z godzinę na ukończenie jakiejś innej sprawy. — Nudził się i żałował swojej celi. Przyszła mu do głowy myśl: czy, gdyby się stał cud, gdyby go odbito teraz, gdyby się stał cud jeszcze mniej prawdopodobny — gdyby go sąd uwolnił — czy mógłby jeszcze żyć i cieszyć się życiem? Tego życia swojego na wolności już nie mógł sobie wyobrazić. Było to pytanie puste. Nie wiedział. Stanęła mu przed oczami ulica między koszarami, którędy go prowadzono przed chwilą. Zdala widać było cerkiew, za tą cerkwią jest arsenał i tuż brama. Na ulicy spotkał jakąś panią z chłopczykiem, stała dorożka z miasta... Widok ten był dlań dziwny i obcy. Nie, nie mógłby już żyć, nie potrafiłby żyć tak, jak żył — ani chcieć, ani móc. Nażył się już widać do woli.
Żandarmi wprowadzili jakiegoś młode-