Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszelkiego sensu, ale pomimo to biedził się nad jej rozwiązaniem. Nie mógł żadną miarą traktować tego lekko. Były w tych snach rzeczy straszliwe. Odsłaniały się tam głębokie czeluście przeczuwanej, niewyobrażalnej wszechprawdy. Tej, przed którą zdaleka wzdryga się i kryje śmiała myśl, tej, która nie ma imienia w ludzkim języku. Nieme ślepe przerażenie zdejmowało uśpioną duszę, gdy za oponą niepamięci, pod pozorem sennego widziadła układał się w ciemnościach jej tajemny wyraz, jej obłąkany, niepojęty kształt. Tam znalazły sobie bezpieczną, niezdobytą kryjówkę myśli tępione i prześladowane przez wolę w ciągu białego dnia. Tam chroniły się i żyły nieposkromionym życiem urywki i cienie myśli, półnastroje, przelotne chwilki, beztreściwe zadumy. Wypełzały nocą na żer, na rabunek, pastwiły się nad bezbronnym.
Rzadko, co parę lat, ale już od najwcześniejszego dzieciństwa nawiedzał go pewien