Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

takiego trzeba zrozumieć, bo mówię ci, dziewczyno, na takich nieludziach stoi cała nasza „robota“. Jestem ja, jest jeszcze kilku, których nie znasz: my podjęliśmy cały ciężar — my wytrzymujemy wszystko i wytrzymamy wszystko aż do samego końca. W tym, co nas czeka, nic nas zdziwić nie może. Żadna klęska, żadna krzywda — żadna okropność! My nie marzymy ani o pięknie, ani o sławie, jak ty i wielu, wielu jeszcze wśród nas, bo my wiemy, że u nas niema miejsca na to, co się nazywa „pięknem“. Głęboko i na długo zakopana jest ta nasza prawda — ta prawda o nasze] sprawie, o naszej męce, o tym krwawym wyrzeczeniu się wszystkiego, co szanuje w sobie każdy żywy człowiek, co chroni, czego broni do ostatka i czego nie odda nigdy i nikomu! A my oddajemy... Łatwo dać życie — ale duszę oddać?...
Kama słuchała, wpatrzona osłupiałym wzrokiem w Leona. Nie mogła oderwać od niego oczu. Kiedy kareta mijała ciemniejsze strony, Leon znikał, a głos jego zdawał się wówczas wychodzić z głębi mroku, z jakiejś ponurej pieczary. Truchlała, bo w takich chwilach zdawało jej się, że jest gdzieś w niepojętym miejscu, w niepojętym świecie i słyszy głos jakiejś potwórnej nadludzkiej i nieludzkiej istoty.
Za mocne były wrażenia tego dnia. Kama co chwila traciła i odzyskiwała siebie, usypiała — przenosząc się gdzieś, gdzieś, i wracała, budziła się jak ze snu. Przemknęła się w niej krótka, błyskawiczna myśl i uleciała natychmiast. Ale ten