Przejdź do zawartości

Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przedewszystkiem to nie był nasz zorganizowany człowiek, ten masowiec...
— To był esdek. A na pociechę wyznam ci, o czym wy nawet nie wiecie, że i jeden nasz zabił esdeka. Ten też uwierzył. Zabójcza konsekwencja... „Łotrów“ się zabija. Będzie tego więcej, nie bój się...
— Fałsz! Właśnie robotnicy żyją ze sobą zwyczajnie i po ludzku, a tylko my...
— Nieprawda! Jest nienawiść bezpośrednia, szczera ludzi naszczutych...
— Zacznij kazanie od swoich. My nikogo nie szczujemy. Też wyrażenie...
— Różne były wasze wyrażenia, Pamiętam...
— I ja. Chcesz, to ci je przytoczę...
— Naturalnie. To jest u was obowiązkowe umieć na pamięć wszystkie intrygi, kawały i przyczepki od stu lat. Zaiste erudycja z pod ciemnej gwiazdy!
Dotarli do złego miejsca. Wisiała nad niemi jakaś wielka chryja. Żaden nie mógł się jut miarkować. Marek zapomniał, co gadał przed chwilą. Już go rozpierała nienawiść. Szablon miał w twarzy szyderstwo i chłodną zawziętość. Oczy jego mówiły: zacznij no...
Było im ciężko, ale najprzykrzejsze było to, że te rzeczy dzieliły ich od siebie — właśnie ich, co mieli ze sobą tyle wspólnych, najdroższych wspomnień i tyle ciepłej, stęsknionej przyjaźni. Żaden z nich nie chciał drugiego przekonywać ani przerabiać. Teraz przy przypadkowym spot-