Strona:Andrzej Kijowski - Listopadowy wieczór.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szerokim, w miarę wartkim; każdy może w niej grzebać, łowić w niej, co się podoba. Arcydzieła są niewzruszone. One same zdają się być świadkami tego ruchu, który się wokół nich odbywa. Znakomita większość historyków literatury zajmuje się owym ruchem; bada prądy literackie, wpływy, zależności, walczy o miejsce tych czy owych zapomnianych lub niedocenionych twórców. Pisarz, który by miejsce swoje w literaturze uzależniał wyłącznie od aktywności owych skrzętnych jej administratorów, rychło by musiał popaść w skrajny sceptycyzm; na szczęście, istnieje w literaturze miara absolutna, niewzruszona. To właśnie arcydzieła, dla których wszystko się robi; nie znaczy to, by każdy pisarz czuł się powołany do stworzenia arcydzieła, jak żołnierz napoleoński, co buławę marszałkowską nosił w tornistrze. Natomiast każdy pisarz musi mieć poczucie (i ma!), że w jakiś sposób pracuje na arcydzieło; tylko dlatego możliwe jest uprawianie literatury, że arcydzieła są możliwe. Przypomina to zbiorowy trud poszukiwaczy złota: wszyscy kopią, aby ktoś jeden trafił na żyłę.
Ale mniejsza o to; metafory na ten temat można mnożyć; każdy pisarz ma zapas zwierzeń w tej delikatnej sprawie.
Pytanie, które chcę zadać, brzmi inaczej: jak mianowicie możliwe jest arcydzieło? Co się na nie składa? Jakie warunki są konieczne, aby ono powstało? Może czas sprzyjający, a to znaczy dni spokojne dla poetów i opieka nad ich pracą, talentem, losem? Może szczególna jakaś przychylność w społeczeństwie? Może format duchowy całego pokolenia, zdolnego sprostać wielkości literackiej i wymagającego od literatury tak wiele, że aż arcydzieła trzeba, aby jego oczekiwanie zaspokoić?
Na wszystkie te pytania można twierdząco i przecząco odpowiedzieć. Twierdząco, gdy się pomyśli np. o złotym, to jest siedemnastym, wieku literatury francuskiej, wieku Corneille’a, Racine’a,