Przejdź do zawartości

Strona:Anafielas T. 3.djvu/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
361

Po północy kury piały,
Kiedy Henryk do komnaty
Wszedł i rzucił na posłanie.
Lecz sen powiek mu nie klei,
Bo wciąż przed nim, w wianku ruty,
Snuje się obraz Ryngali;
Zda się, słyszy głos jéj smutny,
I serce żywiéj mu bije.
— Mieć ją mogłem, mieć nie chciałem! —

W marach, mękach, sen żelazny
Ujął go w objęcia swoje.
A wciąż mary mu się snują
W weselnych rucianych wiankach,
Pieśni smutne w uszy biją;
Widzi siebie u ołtarzy,
Od ołtarza gdzieś wysoko
Idzie, idzie w trumnę czarną.
Z lewéj strony pieśń żałoby,
Z prawéj pieśń nócą weselną.
Słońce w okna zaświeciło,
Gdy się widzenie skończyło.

W podwórcu już pełno koni,
Wozy wiodą, znoszą skrzynie,
I wielbłądóm na ramiona
Kładną ciężkie Zofij wiano.
Jeźdźce w podróż się sposobią.