Strona:Anafielas T. 2.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
295

Ze łbami starszych, z trupy niewolników.
Jutro!! — I patrzał. Za obozem szary
Tłum się zebranych Kuronów rozłożył,
Kuronów, których gwałtem przypędzono,
By zwiększyć liczbę, jeżeli nie siły.
Skinął Bojaru starszemu, i szepnie —
— Pójdziesz do braci, mów co czynić mają,
Niechaj na Bogi ojców pamiętają! —

Nazajutrz ledwie Aussra się rumiana
Na niebo toczy, ledwie dzień szarzeje,
Ruch na obozie Krzyżaków panuje,
Wojsko przez Dur się przechodzić gotuje.
Zatknięte tyki, gdzie bród przebyć mają,
Słudzy oznajmić Kniaziu przybiegają,
On wojsku leżéć, oczekiwać znaku
Każe. Sam stoi, i w rannym dnia świcie
Patrzy milczący, ręką sciska brodę,
Oczy zatopił w czarny tłum swych wrogów,
Cóś szepcze. Czyli modli się do Bogów,
Czy klątwą bije, gdy mieczem nie może.

Już świt poranny na hełmach niemieckich
Połyskać zaczął, już we słońca wrotach,
Złote zasłony barwy się kraśnemi
Stroiły, w górę unosząc powolnie.
Już ptastwo w puszczy śpiéwać poczynało,
I rosa znikać. Na wozie złocistym