Strona:Anafielas T. 1.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
128

Płakał nad Litwą; to znowu bezsilny
Często wśród ofiar usnął i spoczywał,
Jakby już duszą w wschodni kraj ulatał.


Gdy się rok skończył, w Oczyszczenia święto,
Po raz ostatni zawołał Witola.
— Synu! — rzekł — czas już, bym życia dokonał,
Tak, jak przede mną wszyscy poprzednicy.
Stanę na stosie i za lud mój spłonę,
Którego grzechów ni kozieł ofiarny,
Ni modły żadne od kar nie zasłonią.
Krwi méj potrzeba — oddam im krew moję.
Tobie, Witolu, zostawuję skarby
Najdroższe z skarbów — doświadczeń owoce.
W ciebie przelałem myśl moję i duszę.
Idź w świat, i niech cię pioruny Perkuna
Miną w godzinie świętéj jego zemsty.
Ja z ojcem twoim i z ojcy naszemi
Idę się złączyć. — Gdy tak mówił Krewe,
Błyszczącém okiem w młodzieńca poglądał;
A on łzę srébrną ukradkiem z powieki
Ręką ocierał, i kraj starca szaty,
W milczeniu cisnąc i płacząc, całował.
— Ojcze! — rzekł — cóż się ze mną biednym stanie?
Gdzież się podzieję? Matka się wyrzekła,
Duchy mnie gonią i zemsta nade mną! —