Strona:Allegorya (Przerwa-Tetmajer) 005.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jako tonący, który ręce obie
Wytęża z całém w nich siły skupieniem,
By chwycić deskę, która jest zbawieniem:
Tak on, co jeszcze dzierżył mocy w sobie,
Skupił ją, całą swą wolę natężył,
By dźwignąć głowę, kark gwałtem naprężył
I przełamawszy bezsilność grobową,
Wydobył z gardła ciche: »Ktoś jest?« — słowo.
»Odpowiem późniéj, przyjdź tylko do siebie,
Podam ci wody, to orzeźwi ciebie«.
Życzliwą ręką napój mu podany
Wypił młodzieniec i znowu złamany
Wysiłkiem, czyli cierpienia wspomnieniem,
Które się nagle, zda się, odezwało,
Gdy się zwątlone pokrzepiło ciało
I duch wraz odżył z ciała ożywieniem;
Opadł na łoże i minął czas długi,
Za nim powieki otwarł po raz drugi.
Tym jednak razem odetchnął głęboko,
Powieki rozwarł zwolna, lecz szeroko,
Wsparł się na ręce i w takie się słowa
Ozwał: »Niechaj cię Bóg w łasce zachowa,
Jeźli On jest tam na błękicie żywy?
Lecz jeśli twój los ma być tak straszliwy,
Jak mój był, lepiéj, stokroć lepiéj w tobie,
By twa kochanka chodziła w żałobie,
Jeśli masz jaką, tak, jak mą ja miałem
I jeśli kochasz tak, jak ja kochałem ...
Nie znam cię — widzę, żeś dobrym człowiekiem,
Życieś mi wrócił — przysłonisz mię wiekiem