Strona:Aleksander Szczęsny - Pieśń białego domu.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
X.

Nad pięknem jeziorem upływało jeszcze jedno słoneczne lato. Opuszczona willa stała w cieniu wysokich drzew, spoglądając na zioła, rosnące z pomiędzy kamieni. Przed nią w gęstej trawie, wznosiła się pozieleniała od mchu kamienna fontanna w jej basenie pyzaty bożek wsparty na głowach wielkich ryb, obróconych otwartemi paszczami w różne strony, trzymał wysoko nad głową kręty róg. Kiedyś lała się z niego nieustannie woda, ale teraz nie było jej tam ani kropli. Paszcze rybie też były suche i otwierały się jakby z pragnienia. Na szczycie rogu siadały tylko często małe ptaki, ostrząc sobie dziobki o zbrużdżony kamień. Fontanna stała tuż przed tarasem willi i gdyby każdy rozumiał opowiadania ptaków, tak jak to się niektórym ludziom zdarza, to dowiedział by się od nich, że z jej szczytu przez aleję wyciętą prościutko w murze wysokich drzew otaczających zdaleka cały dom, widać było aż wody jeziora, zaś za jeziorem jeszcze kawałek dalekiej góry tak szeroko, jak szeroko pozwalało ją stąd oglądać wycięcie alei.
Daleka góra dziwnie wyglądała. Była to jakby głowa rycerza z kamienną twarzą podniesioną do nieba. Czerwone obłoczki płynęły nad nią wieczorem dopóty, dopóki niebo nie pociemniało. A wtedy zapalała się tuż nad głową kamienną jedna wielka gwiazda i lśniła nad czarną masą góry