Strona:Aleksander Szczęsny - Pieśń białego domu.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gnanie. Przed figurami jest ławka kamienna i tam usiedli z zasmuconą dziewczynką. A wtedy figury były też smutne. Jedna z nich, która patrząca białemi powiekami przed siebie, trzyma w pochylonej ręce książkę, jakby powtarzała słowa matki: — pamiętaj, drogie dziecko, ucz się dobrze, abyś nas nie martwiła. — A potem rodzice odjechali. Przełożona, trzymając ją za rękę, odprowadziła ich do bramy, a potem pozwoliła dziecku pójść jeszcze pochodzić po ogrodzie. Wtedy dziewczynka wróciła do ławki z figurami i płakała dłużej, niż przy odjeździe z domu. Rybki pluskały się w wodzie, blade słońce odbite w niej, świeciło we łzach spadłych na świeżą szkolną sukienkę.
Ale to trudno, kto pierwszy raz na dłużej odjeżdża z domu, musi się zmartwić, a potem powoli przyzwyczai się i do pensji i do codziennych lekcji.
Tak się stało i z dziewczynką.
Kiedy dłużej pobyła w szkole, przyzwyczaiła się do tutejszego trybu życia.
A dnie jesienne leciały jak na skrzydłach. Pierwsze z nich przelatywały razem, z purpurowemi i złotemi liśćmi, w koronach cieniutkich pajęczyn. Te były piękne jak fantastyczne twarze, malowane czasami na starych obrazach. A później przyszły inne, co uderzały ciągle o szyby okien, jakby chcąc się koniecznie dostać do wnętrza szkolnego budynku. Rozwiały one po całym ogrodzie kupy opadłych skręconych liści, kołysały drzewa, jakby się na nich huśtały jakieś ogromne ciężary, albo powoli twarze im ciemniały i dnie poczynały płakać. Wtedy rybki smuciły się i chowały na dno, pnie drzew wyglądały jak obmokłe czarne parasole, obrócone prętami do nieba, a szyby dźwięczały cichutko, jakby kto na nie sypał drobną kaszę.
Wszystkie te dnie powtarzały dziewczynce ustami nauczycieli: — ucz się dziecko, abyś nie martwiła rodziców, — bo nauka pozwoli ci kiedyś zrozumieć wszystko. I dziew-